Wyobraź sobie parę, jak ujeżdża się na trawie, z błotnistymi ścieżkami wokół i otwartym niebem nad głową. W jednej scenie on pcha ją od tyłu, opartą o powalone drzewo, które służy za podparcie. Inny moment to szybki numer przy strumieniu, gdzie woda chlapie na ich nogi, a oni ledwo łapią oddech. Wszystko jest takie dzikie i nieokrzesane.